Cypr

Minął już miesiąc od naszych wakacji. Choć nie był to wypad na drugi koniec półkuli, to jednak widoki i wrażenia były niezapomniane. Cypr, bo o nim mowa przyjął nas dosłownie bardzo ciepło i pozwolił wiosną poczuć żar lata.

No, ale zacznijmy od początku, czyli od 20 kwietnia. Rześkim porankiem po 3,5h locie dotarliśmy do lotniska w Larnace. Odebrał nas i przewiózł do mieszkania Yannis, właściciel wynajętego przez Airbnb lokum. Warunki były świetne, czysto, gustownie  zapewniono nawet łóżeczko dla Róży, łącznie z pościelą wypraną w hipoalergicznym płynie do prania (!), a dla nas schłodzone białe wino :). Jedyne o czym marzyliśmy to kilka godzin snu. W samolocie, owszem  można było się zdrzemnąć,  ale udało się to jedynie Róży, która przespała cały lot, od czasu do czasu energicznie przewracając się i na skraj fotela,  by sprawdzić czujność rodziców.  Gdy w końcu zmrużyliśmy oko, nasza córeczka poczuła pierwsze promienie wschodzącego słońca i natychmiast wstała by zacząć zwiedzanie. Szkoda tracić dnia, więc o 10:00 byliśmy już po śniadaniu, spacerze po promenadzie i pierwszym wodowaniu.

Larnaka zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Mimo, iż to typowy kurort, pełen hoteli,  restauracji typu PizzaHut, McDonald’s, KFC, to nie było tłumów turystów. Spokojnie spacerowaliśmy po nadmorskich, niemal pustych plażach. Zwiedziliśmy, najważniejsze zabytki miasta, między innymi Kościół Św. Łazarza, który znajduje się przy jednym z głównych placów centrum. Świątynia ta powstała około 900 roku,w miejscu, gdzie odkryto  grób Świętego Łazarza, wskrzeszonego przez Jezusa, który ostatnie lata swojego życia spędził na Cyprze.

Wybraliśmy się też na lokalny targ, gdzie uzupełniliśmy zapasy sera halloumi (podbił nasze serca), popróbowaliśmy chleba z oliwkami, no i oczywiście zakupiliśmy przepyszne owoce i warzywa.

Nie zabrakło w naszej diecie, również owoców morza, które niestety nie były tak popularne jak pita gyros, czy dania przygotowywane pod kątem Anglików – fish&chips. Udało się jednak znaleźć dwie typowo rybne restauracje, które serwowały świeże i pyszne obiady. Ośmiorniczka mistrzostwo!

A na deser….. waflaki, ale tylko raz, żeby popatrzeć jak ładnie wyglądają, poczuć tą przerażającą słodyczy i wypić hektolitry wody, żeby wrócił  smak :).

Po trzech dniach jednogłośnie uznaliśmy, że czas ruszyć w drogę i sprawdzić jak umiejętności prowadzenia auta przez Bogusza ( Kinga odpuściła ten test :) mają się do lewostronnego ruchu na Cyprze. Na pierwsze manewry wybraliśmy się w okolice Larnaki do małej wioski Kiti by zwiedzić bizantyjski kościół. Zgodnie z ludową legendą mieszkańcy starożytnego Kition, czyli obecnie Larnaki, uciekając przed atakiem arabskimi przenieśli się do Kiti i postanowili tu zbudować kościół Najświętszej Marii Panny (Panagia). Drugiego dnia budowy okazało się, iż fundamenty kościoła przeniosły się w inne miejsce. Ludzie uwierzyli, że ten cud  dokonała  armia aniołów, stąd dzisiejsza nazwa  kościół Panagia tis Aggeloktistis („zbudowany przez anioły”).

Kolejnym punktem naszej wyprawy był Akwedukt Kamares. Konstrukcja położona jest tuż przy drodze wjazdowej do Larnaki od strony zachodniej i robi niesamowite wrażenie. W tle miasta, pełnego współczesnej architektury i nowoczesnych aut (zachwyt Bogusza towarzyszył nam przy każdym mijanym samochodzie) ten akwedukt jako fragment  historii wręcz każe się zatrzymać na chwilę i westchnąć nostalgicznie.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze przy Larnaca Salt Lake, czyli słonym jeziorze, które  słynie z tego, iż przebiega tu korytarz migracyjny ptaków. Spacerując po ścieżkach ciągnących się wokół jeziora można zaobserwować szereg gatunków, a zwłaszcza liczne flamingi.  Niestety jak się okazało temperatura w maju, która jak dla nas była idealna + 25 jest zbyt wysoka dla flamingów i zamiast różowych piękności  zobaczyliśmy mocno wyschnięte jezioro.

Przy jednym z brzegów jeziora położony jest majestatyczny meczet Hala Sultan Tekke, miejsce pielgrzymek muzułmanów z całego świata. Meczet prawdopodobnie powstał w 1816 i jest to miejsce pochówku Umm Haram, uznawanej przez historyków za ciotkę bądź mamkę proroka Mahometa. Róży do gustu przypadło miejsce do obmywania rąk, twarzy i stóp przed modlitwą, idealne na upalny dzień.

 

W kolejnym dniu  naszych samochodowych wojaży dojechaliśmy do Cape Greco, czyli  do parku narodowego położonego w południowo-wschodniej części wyspy, pomiędzy miejscowościami Ayia Napa i ProtarasRegion pełen jest niesamowitych skalnych urwisk z jaskiniami na brzegu morza. Nam szczególnie do gustu przypadł punkt widokowy z ławeczką, gdzie wygrzewaliśmy się w słońcu podziwiając niesamowity lazur wody.

Będąc w tych okolicach  oczywiście nie mogliśmy  pominąć  jednej z najpiękniejszych plaż w Europie Fig Tree Bay. Nie zawiedliśmy się, piasek był aksamitnie gładki, plaża szeroka i na szczęście  byliśmy tam przed sezonem urlopowym, także cisza i spokój.

Postój w sąsiadującym mieście Ayia Napa zrobiliśmy dosłownie na chwilę. Jakoś nie urzekł nas ten kurort, być może dlatego, że dosłownie był kurortem z parkami rozrywki, restauracjami  rodem z Vegas, kolorowymi banerami „happy hours” na każdym kroku. Jedyne miejsce, gdzie spędziliśmy chwilę to Park Rzeźb, który dał nam wytchnienie to kolorowym chaosie miasta.

W drodze powrotnej do Larnaki zajechaliśmy na druga po Fig Tree Bay plażę osławioną i opisywana jako jedną z najczystszych i najpiękniejszych. Nie zawiedliśmy się, Nisi Beach nas zachwyciła. Błękit wody kontrastujący ze złotym piaskiem sprawiał wrażenie, jakbyśmy trafili na Karaiby, a nie do kraju, który jest zaledwie 3 godziny od Polski. Idealnie płytka woda, palemki, leżaczki. Niczym idylla dla rodzin z dziećmi. Otóż nic bardziej mylnego! Za tymi leżaczkami, których nie widać na poniższym zdjęciu znajdowały się knajpki, restauracje, z których rozbrzmiewała taneczna muzyka, a napis „Piana party tonight” upewnił nas tylko, że może jeszcze kiedyś tu wrócimy, ale na pewno bez dzieci. :)

Ze względów logistycznych mogliśmy sobie pozwolić na jeszcze tylko jeden dzień samochodowych wycieczek, także postanowiliśmy zobaczyć ślady antycznego Cypru. Na wyspie można znaleźć kilka miejsc z ciekawymi zabytkami archeologicznymi, my zdecydowaliśmy się na Pafos, a raczej Kato Pafos, czyli Stare Pafos. Dawniej były tu dwie osobne osady, ale nazewnictwo  Stare Pafos/Nowe Pafos utrzymuje się do dziś, także na znakach drogowych, które bardzo precyzyjnie doprowadziły nas na miejsce. Kato Pafos dziś to dosłownie  wielki park archeologiczny. Na terenie wykopalisk znajdują się pozostałości zabudowań mieszkalnych, latarni morskiej, teatru. Niesamowite wrażenie robią liczne mozaiki przedstawiające sceny mitologiczne, które zachowały się w bardzo dobrym stanie. Co warto z dumą podkreślić, dużą część  zabytków odkryli Polacy. To polska misja archeologiczna  Uniwersytetu Warszawskiego,  w 1965 roku  rozpoczęła prace wykopaliskowe, które okazały się na tyle istotne, że trwają do dnia dzisiejszego. Spędziliśmy tam kilka godzin, ale i tak czujemy niedosyt, bo nie zobaczyliśmy wszystkiego.

Będąc na Cyprze musieliśmy oczywiście zobaczyć miejsce narodzin  mitologicznej Afrodyty, czyli Petra Tou Ramiou. Według legendy to  tutaj Afrodyta przyszła na świat i wyłoniła się z morskiej piany. Miejsce być może wygląda romantycznie o wschodzie słońca, gdy nie trzeba przedzierać się przez tłumy turystów. My trafiliśmy na pochmurny dzień,  jednak i to nie zniechęciło ludzi do plażowania i pływania w zatoce. No, ale co im się dziwić skoro legenda głosi, że temu, kto opłynie otoczoną przez morze skałę Afrodyta podaruje nieprzemijającym piękno :).

Ostatnie dni urlopu spędziliśmy w Larnace korzystając z pięknej pogody, plażowaliśmy chwilę, spacerowaliśmy i szukaliśmy pamiątek. Oczywiście kupiliśmy zapas oliwy z oliwek, bo bez tego nie wyjechalibyśmy z Cypru. Znaleźliśmy też  kultowy sklep z ceramiką  prowadzony przez Efthymiosa Symeou, a także targ niedaleko Kościoła Św. Łazarza, gdzie można znaleźć ogromny wybór koronek (najsłynniejsze pochodzą z małej  wioski Lefkara).  Róża pożegnała wszystkie lokalne koty, a jest ich tu naprawdę dużo, przytuliła na pożegnanie osiołka i z miłymi wspomnieniami wróciliśmy do domu.