Polowanie na smoki

Półmetek

Na samym początku chciałabym zaznaczyć, że właśnie minął nam półmetek podróży! No i o dziwo jakoś mocno się nie ekscytujemy, może dlatego,że słońce tak mocno przegrzewa i ciężko się skupić na myśli, że powrót do jesiennej (oby nie zimowej) Polski nieubłaganie nadchodzi. A z drugiej strony może nie byłoby tak źle rozłożyć się na własnej kanapie, zamiast ryżu zjeść kanapkę z wiejską szynką, serem i oliwkami.. tak, brzmi całkiem nieźle.

SAM_4356

Gdzieś na początku naszych postów napisaliśmy swoje oczekiwania, obawy co do tej podróży. Bogusz tak, jak założył przywiózł tu ukulele i przygrywał lokalnym małpiszonom, a ja tak jak przypuszczałam do dziś nie mogę odszorować butów z błota. Zostało nam jeszcze sprawdzić między innymi wigor waranów z Komodo, dlatego po słodkim, a w sumie całkiem słonym (woda w prysznicach bywała intensywnie morska) lenistwie na wyspach Gili, wyruszyliśmy na 4 – dniowy rejs Komodo Adventure. Wraz z 13 ludźmi zapakowaliśmy się na 20 metrową łódkę, by przez kolejne dni wspólnie żeglować wokół kilkunastu wysp.

SAM_3802

Na pokładzie

Łódka prezentowała się całkiem przyzwoicie. Oczywiście bez szału, nie było DVD, klimatyzacji i słodkiej wody do kąpieli, ale za to miała miękkie materace do spania, dużo przestrzeni i albo bardzo przyczajone robactwo, albo jego zupełny brak. W cenie wycieczki mieliśmy trzy posiłki dziennie, które przygotowywała załoga statku. Na śniadanie standardowy indonezyjski przysmak – naleśniki z bananami, a obiad i kolacja opiewała w duże ilości ryżu z dodatkiem chilli, warzyw z rybą lub kurczakiem. Do dyspozycji mieliśmy prowizoryczną lodówkę – skrzynię załadowaną lodem, gdzie przechowywaliśmy zapasy napojów.

SAM_3993SAM_4373SAM_4113

Wyspowisko

Pierwszym większym przystankiem była wyspa Moyo, gdzie po przejściu niewielkiego lasu raczyliśmy się chłodnym prysznicem prosto z wodospadu.

SAM_3877SAM_3857SAM_3848

Następną wyspą, do której dopłynęliśmy była Satonda. A no właśnie, dopłynęliśmy wpław (tak ja też, udało się), bo jak się okazało mała łódeczka do transportu na ląd mogła pomieścić jedynie nasze aparaty, kamery, ewentualnie buty. Na Satondzie popływaliśmy w słonym jeziorze, które jakoś specjalnie nie zachwycało przejrzystością wody, za to było otoczone pięknymi wzniesieniami.

SAM_3907SAM_3921

Codziennie mieliśmy okazję by pływać, snorkować z maską wśród czystych, turkusowych wód. Przepiękna rafa koralowa kusiła tajemniczymi kształtami i niesamowitymi koralami. Bogusza pochłaniała na tyle, że czasem po dwóch godzinach ścigania morskich żółwi, ciężko go było wyciągnąć z wody. Zdjęcia nie oddają tego, co naprawdę widzieliśmy, no ale staraliśmy się jakoś złapać co nieco w kadr.

SAM_4354SAM_3897IMGA0723 IMGA0808 IMGA0778IMGA0630 IMGA0692 IMGA0816SAM_3885

Smoki

Trzeciego dnia mijając Gili Laba dopłynęliśmy do Komodo. Zanim wyruszyliśmy na treking w poszukiwaniu waranów – smoków z Komodo, nasz przewodnik poinstruował nas jak należy zachowywać się będąc w zasięgu wzroku jaszczurów. Co ważniejsze, zrobił wizję lokalną by dowiedzieć się, czy któraś z uczestniczących w wyprawie dziewczyn nie przechodzi menstruacji. Było nas, aż 11, więc traf, trafem, trafiło dwie. Okazało się, że warany są bardzo czułe na krew i nasza wyprawa musi mieć dodatkowego „ochroniarza”, który w razie potrzeby kijem odepchnie natrętnego gada :-). Obawy były nieco na wyrost, bo spotkaliśmy dość leniwe, najedzone, a może nawet nieco udomowione okazy.

SAM_4037 IMGA0748SAM_4059SAM_4104SAM_4221SAM_4078SAM_4256 IMGA0735

Nasze rozczarowanie szybko zmyliśmy kąpielą przy przepięknej Pink Beach (różowej plaży), gdzie nie obyło się bez poszukiwania rybek i koralowców.

Ostatniego dnia naszej żeglugi dotarliśmy do wysypy Rinca, gdzie powtórnie poszliśmy na dwugodzinne poszukiwanie waranów. Tym razem przemarsz po niemal stepowych teranach okazał się satysfakcjonujący, zresztą sami zobaczcie kogo spotkaliśmy.

SAM_4292 SAM_4265SAM_4262SAM_4285 IMGA0765SAM_4239SAM_4306 SAM_4324

Okiem Bogusza: Muszę przyznać, że podglądanie podwodnego świata jest niesamowicie wciągające. Szczególnie gdy można wszystko filmować i fotografować – nasza wodoodporna kamera sprawdziła się bez zarzutów. A powiem Wam, że rafy na których snorkowaliśmy są w światowej czołówce. Myślę, że jeszcze tam wrócę, ale już z licencją na nurkowanie. Nasz rejs zakończyliśmy na wyspie Flores w miasteczku Labuan Bajo skąd polecieliśmy na Sulawesi. Teraz najważniejszą rzeczą jest przedłużenie wizy, a do tego potrzebujemy lokalnego sponsora, który za nas poświadczy. Jak potoczyły się nasze dalsze losy opowiemy wkrótce.

SAM_4147