Ahoj, witamy, dzień dobry lub noc dobra, bez względu na to kiedy i gdzie czytacie tego posta, życzę Wam dużo cierpliwości i optymizmu, bo będzie już tylko lepiej! Od razu musimy zaznaczyć, że nie jesteśmy wytrawnymi podróżnikami, którzy będą dawali złote rady, dotyczące ilości majtek, które trzeba wrzucić do plecaka, ani w jakich butach najlepiej zakradać się do waranów, by te swoim jęzorkiem po łydce nie polizały. Znając życie ja spakuję za dużo ciuchów, a Bogusz zapomni swoich kosmetyków, standardzik!. Coś też czuję, że pierwszy wpis z Indonezji będzie opisywał jak to niezdarna Kinga podczas pierwszego treku na Sumatrze, wpadła w bagno aż po same kolana (oby tylko do kolan), a Bogusz niechcący nastąpił na krokodyla (oby bezzębnego). Zainteresowało?, jeśli tak, to więcej informacji o nas, znajdziecie w zakładce pod hasłem…i tu niespodzianka – „O nas”.
A pomysł wyprawy wpadł nam do głowy pewnego dnia, a był to bardzo ciężki dzień, bo poprzedził go bardzo intensywny wieczór. Popijając na zmianę colę z lodem i hektolitry wody, stwierdziliśmy, że ruszamy w podróż do Indonezji. Nie, no nie żeby tak bez analiz, wahań, drapania się po głowie, zagryzania ust i wywracania oczami. Owszem zadaliśmy sobie mnóstwo pytań: gdzie?, kiedy?, z kim?, za co?, co z pracą? i wiele, wiele innych.
Okazało się jednak, że nie można wszystkiego przewidzieć i większość odpowiedzi wyklarowała się z czasem samoistnie. Najważniejsze było jednak pytanie, „kiedy, jak nie teraz?”, rzucone w eter zaowocowało krótkotrwałą ciszą, a później usłyszeć można było już tylko głośne stukanie klawiatury, bo Bogusz googlował mapy i wyszukiwał bajeczne miejsca, w tym właśnie Indonezję. Po paru konsultacjach z zaprawionymi podróżnikami (dziękujemy – Dasia, Złoty, Ania, Raku) ustaliliśmy wstępny plan naszych wojaży. Narazie zamieszczam tylko skromną mapkę, dzielnie opracowaną w Paintcie :). Zielone linie oznaczają trasę początkową, a te czerwone powrotną. Więcej szczegółów opisze zapewne Bogusz w kolejnym poście.